Jest kwiecień 1991 r. Janusz Korwin-Mikke, ówczesny prezes Unii Polityki Realnej, robi tournée po nadmorskich miejscowościach. Odwiedza Wolin, Świnoujście, Dziwnów, Szczecin oraz Kamień Pomorski. Gdy wysiada na dworcu w tym ostatnim mieście, wita go burmistrz Stefan Oleszczuk. Już na pierwszy rzut oka widać, co łączy obu panów – charakterystyczna muszka do garnituru. Nie jest to jednak wyłącznie oryginalny element galanterii męskiej, ale manifest liberalnych poglądów. Bo to, co jeszcze ich łączy, to wolnorynkowe idee. Z tym, że w przypadku Korwina-Mikkego mówimy bardziej o zamiłowaniu teoretycznym, a Stefan Oleszczuka – praktycznym.
Kim był Stefan Oleszczuk? “Człowiek Korwina”, który osiągnął duży sukces
Kadencja Oleszczuka jako burmistrza Kamienia Pomorskiego to prawdopodobnie jedyny przypadek w historii Polski, gdy tzw. korwinizm został wprowadzony w życie. Prywatyzacja terenów miejskich, likwidacja żłobków, przedszkoli, domu kultury i innych placówek miejskich, a do tego zniesienie koncesji na alkohol – tak wyglądała kadencja Stefana Oleszczuka. W latach 1990-1994 r. prześmiewcy nazywali Kamień Pomorski “gminą pod muchą” lub “gminą minimum”, mniej przychylni “poletkiem doświadczalnym UPR”, albo “eksperymentem kamieńskim”. Fakt, że to, co wydarzyło się 30 lat temu w tym nadmorskim mieście, jest wydarzeniem bez precedensu, które pokazuje, jak wygląda wprowadzenie “korwnistycznych” idei w życie.
Stefan Oleszczuk do polityki wszedł z drzwiami. Jako znany w regionie działacz “Solidarności” i zagorzały przeciwnik komunizmu zebrał miejscową inteligencję (lekarzy, nauczycieli itd.), stworzył coś na kształt wspólnego ugrupowania i wygrał pierwsze demokratyczne, samorządowe wybory w Kamieniu Pomorskim. – Był pod tym względem prekursorem. Wtedy taka “lista kandydatów” to było coś zupełnie nowego. Zebrał nas wszystkich w jednej grupie i dużo z nami rozmawiał. Miał do zaoferowania coś nowego, kuszącego. Był bardzo wygadany. Organizował spotkania. To był prawdziwy powiew świeżości – po 1989 r. Coś, co nas uskrzydlało. Początek był naprawdę dobry – wspomina radna, która z “listy” Oleszczuka weszła do samorządu (wolała pozostać anonimowa).
– Było dobrze, ale od pewnego momentu Stefan Oleszczuk żył w swoim świecie. Miał swój świat idei w głowie i próbował go wcielać w życie. Problem w tym, że przed wyborami nam o tym wszystkim nie mówił. Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy, ale nie zdradzał, jak radykalne będą jego pomysły. I to był dla nas szok, gdy zaczął je realizować. Na niektóre kroki nie mogliśmy się po prostu zgodzić. Próbowałam mu to wytłumaczyć. Ale w pewnym momencie Stefana to wszystko przerosło. A ja, mimo że byłam przewodniczącą Komisji Oświaty, nie miałam już siły przebicia. Po prostu zrezygnowałam z mandatu. A po mnie odeszli inni. Bo Stefan przestał słuchać kogokolwiek – dodaje. I rzeczywiście, mimo dobrych początków radni po kilku latach zaczęli rzucać mandatami. Nie chcieli legitymizować swoim nazwiskiem tego co działo się w mieście.
Zlikwidowano Dom Kultury, muzeum i bibliotekę. Uznano to za komunistyczny wymysł
Dla radnej, z którą rozmawiamy, punktem zwrotnym było zagłodzenie, a w końcu likwidacja Domu Kultury w Kamieniu Pomorskim. – Planowo miał nas utrzymywać ratusz, ale praktycznie od dwóch lat jako placówka nie dostaliśmy ani grosza. Musieliśmy zwolnić wszystkich instruktorów, bo nie byliśmy w stanie wypłacać im wynagrodzeń. Zaczęliśmy pobierać opłaty za uczestnictwo w kółku plastycznym, fotograficznym, rzeźbiarskim, ale rodzice nie wyrazili zgody i musieliśmy działalność merytoryczną całkowicie w Domu Kultury zawiesić – opowiada w reportażu dla TVP Arkadiusz Jaworowski ówczesny dyrektor. Ze swoimi bolączkami występował nie tylko w telewizji, ale również w radzie miejskiej, która w grudniu 1992 r. zdecydowała o likwidacji Domu Kultury.
Podczas sesji podnoszono krzyki, że “radny, który wyda miejskie pieniądze na kulturę, popełnia kradzież”. Z kolei dyrektorowi Jaworskiemu zarzucono, że “nie jest menadżerem, a jeśli chce podnieść kondycję finansową Domu Kultury, to niech zatrudnia panienki do…”. Co warte podkreślenia, już w tym czasie otworzono tam salon gier i hazardu, by jakoś ratować placówkę. Atmosfera podczas posiedzenia była gęsta. Lokalne media opisywały, że “cześć zaproszonych gości zaskoczonych chamstwem opuściła salę obrad”. Ten moment należy traktować symbolicznie, bo Dom Kultury wrócił do Kamienia Pomorskiego dopiero po 17. latach w 2009 r., ale już w innym miejscu. Z dala od centrum miasta, przez co jest mniej dostępny i mniej uczęszczany.
– Kultura jest sprawą jednostki, a nie sprawą gromady, jest to przymiot przynależny jednostek od najdawniejszych czasów i kultura instytucjonalna jest stosunkowo świeżym doświadczeniem w historii dziejów. (…) Nie ma nic gorszego, nie ma większego niebezpieczeństwa dla tożsamości narodowej, niż zinstytucjonalizowana socjalistyczna kultura. Jeżeli istnieją jakieś potrzeby społeczne, jak mówią moi antykoledzy socjaliści, to tylko tam, gdzie ludzie chcą wydać swoje pieniądze. I do tego zaliczam również kulturę – mówił w latach 90. burmistrz Kamienia Pomorskiego. Ofiarami jego walk z kulturą były też muzea i biblioteki. Nazywał je “przeżytkiem kultury stalinowskiej”. Swoją drogą “komunistyczny, marksistowski i stalinowski” to ulubione przymiotniki Oleszczuka na wszystko, czego nie popiera, więc padną jeszcze w tym tekście nie raz.
Zanim jednak zlikwidowano bibliotekę, podobnie jak w przypadku Domu Kultury, bezwzględnie ją głodzono. Od 1990 r. przestano zamawiać do biblioteki książki z tzw. zbiorów specjalnych. W 1992 r. księgozbiór rozrósł się o zaledwie 158 książek, z czego (uwaga!) tylko 5 kupiono z samorządowej kasy. A jeszcze dwa lata wcześniej zasoby biblioteki powiększono o 1430 książek. Malejąca liczba nowości w bibliotece nie zniechęcała czytelników. W 1992 r. kartę biblioteczną miało 4479 osób, które wypożyczyło ponad 65 tys. książek w rok. Każdego dnia biblioteki w gminie odwiedzało ok. 100 osób. Wyliczono, że 32,61 proc. mieszkańców regularnie korzystało z biblioteki. Mimo to wydatki na nowości książkowe najpierw ograniczono do zera, a później bibliotekę zupełnie zamknięto.
– Stefan uważał, że będziemy żyli w takiej Polsce, w której każdego będzie stać na kupno książek, więc biblioteki są niepotrzebne. Że kultura będzie dostępna na każdym kroku, więc dom kultury też jest niepotrzebny. To samo dotyczyło muzeum i innych instytucji kultury. Dla Stefana Oleszczuka zawsze był jeden argument: “to się nie opłaca”. Trzeba zarabiać, każdy pomysł musi się “zwracać”. Tak podchodził do rządzenia – ubolewa radna.
Twierdził, że ‘gdy się wzbogacimy, to będzie nas stać na wszystko’. Ale to była logika zupełnie rewolucyjna – bez fazy przejściowej, bez potrzebnej ewolucji
– dodaje.
Edukacja też musi się opłacać. Nie każdego było stać na przedszkole
Licząc koszty i szukając oszczędności w końcu doszedł do wniosku, że w Kamieniu Pomorskim nie tylko kultura jest nieopłacalna, ale też edukacja. Dlatego w mieście zlikwidowano przedszkola i żłobki. W budynku po przedszkolu otworzono mleczarnie. W idealnym świecie burmistrza przedszkola miały zostać sprywatyzowane i finansowane przez rodziców. Logikę, która kryła się za tym rozumowaniem, dobrze obrazuje artykuł o przedszkolach w gazecie “Ziemia Kamieńska”, która jawnie popierała Stefana Oleszczuka. O politycznym nacechowaniu tego wydawnictwa najlepiej świadczy fakt, że gazeta przedrukowywała artykuły z “Najwyższego czasu” (właścicielem gazety był Janusz Korwin-Mikke).
Na łamach tejże gazety ubolewano, że wydatki na utrzymanie przedszkoli pochłaniają aż 18 proc. budżetu. Jak napisano – “to bardzo dużo”, a przecież te środki “konsumowane były przez niewielką część społeczeństwa”. Zrobiono więc dwie rzeczy: żłobki zupełnie zlikwidowano (dziś w mieście funkcjonuje tylko jedna prywatna placówka), a dzieci, których według różnych szacunków miało być od kilku do kilkunastu, przeniesiono do przedszkoli. Tych liczbę z kolei ograniczono i wprowadzono dodatkowe opłaty, bo zupełna likwidacja byłaby sprzeczna z prawem oświatowym. Niezależna gazeta “Kamień Pomorski’ nazywała je w 1992 r. “nieprawnie pobieranymi”. Dodatkowo za pobyt dziecka w przedszkolu rodzice musieli płacić. Nie wszystkich było na to stać. Dlatego niektórzy rodzice zrezygnowali z wysłania dziecka do przedszkola, a wiele matek rzuciło pracę, by zaopiekować się nimi w domu. Gdy delegacja rodziców chciała na ten temat porozmawiać z burmistrzem, została wyrzucona z jego biura.
Zresztą podobnych awantur Urząd Miasta w Kamieniu Pomorskim za czasów Stefana Oleszczuka widział więcej. W pewnym momencie burmistrz miał równolegle trzy sprawy o zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych. W tym, jak przystało na “wolnościowca”, przeciwko lokalnym dziennikarzom za bajkę o “zarozumiałym władcy”, która humorystycznie komentowała jego działania. Być może większy porządek panowałby w urzędzie, gdyby nie zredukowano z 57 do 27 liczby urzędników. W ten sposób “ograniczano biurokrację” w Kamieniu Pomorskim. Tym, którzy zostali, wypłacono wyższe wynagrodzenia. Mimo oszczędności nie skąpiono też na zwiększanie dodatku służbowego oraz wynagrodzeń dla burmistrza i jego zastępców. W czasie 4-letniej kadencji zrobiono to kilkukrotnie. Bywały jednak głosowania, gdy wnioski o podwyżki dla burmistrza nie przechodziły. To nieco gryzie się nie tylko z maksymalnym ograniczaniem wydatków, ale też przekonaniem Oleszczuka, że lokalne władze raczej powinny mieć mniej kompetencji, niż więcej.
Prywatyzacja, prywatyzacja i jeszcze raz prywatyzacja. Tak zwijał się Kamień Pomorski
– Gminy mają zdecydowanie za dużo władzy. Gmina powinna wszystko sprzedać. Nie powinna być właścicielem mienia. Na swoim terenie powinna tylko ograniczyć się do pobierania podatków i sprawiedliwego podziału – mówił Stefan Oleszczuk. Kierując się tą filozofią, zaprzestał budowy mieszkań komunalnych i wyprzedał dotychczasowe za 5 proc. wartości. Sprywatyzował dzierżawione lokale użytkowe (sklepy, magazyny itd.) i sprzedał dotychczasowym pracownikom po wycenie biegłego w 10 ratach rocznych.
Wszystko chciał sprywatyzować. Ale to natychmiast i od razu, w związku z czym zaczęła się po prostu likwidacja. Było po przedszkolu, firmy padały jak muchy, i to nie dlatego, że nie miały zleceń. Taka była idea, że wszystko będzie w prywatnych rękach, a już wtedy ludzie sobie poradzą
– opowiada nam anonimowo mieszkanka Kamienia Pomorskiego, która pamięta czasy Stefana Oleszczuka. Wśród wielu terenów, które zostały sprzedane, były też plaże miejskie.
– Mieliśmy bardzo ładny camping nad zatoką i w ogóle grunty, które do dzisiaj są niezagospodarowane, bo przechodziły z rąk do rąk. Ludzie robili na tym interesy, a miasto z tego nie ma nic do dzisiaj. Kamień Pomorski jest z trzech stron oblany wodą, a nie mamy ani jednej plaży. Cały teren został sprzedany i to wszystko jest po prostu nieużytkowane w tej chwil i to od wielu lat. Nie mamy czym przyciągnąć turystów do Kamienia. O to mam największy żal. Że miasto, które mogło być kwitnące, naprawdę perełką turystyczną, w pewnym momencie poległo – mówi nam mieszkanka Kamienia Pomorskiego, chociaż do samej sprzedaży de facto nie doszło za kadencji Oleszczuka. Natomiast za jego kadencji lokalni działacze nawoływali m.in. do finansowego wspierania zabytków miejskich, ale i na tym oszczędzano.
Lata zostały zmarnowane, bo przychodzi sezon letni, a u nas w Kamieniu nic się nie dzieje. Turystyka leży
– dodaje.
A przecież Kamień Pomorski w latach 90. był jednym z nielicznym uzdrowiskowych miast w Polsce. -Funkcja uzdrowiskowa jest atutem miasta, a obecne władze samorządowe nie widzą interesu w jej rozwoju. To jest podstawowy błąd w zarządzaniu gminnym – mówił w reportażu TVP Janusz Paśnicki, dyrektor uzdrowiska. Za czasów Oleszczuka toczono prawdziwe batalie o to, w jaki sposób ma funkcjonować w mieście uzdrowisko. Gazety pisały wręcz o “konflikcie między uzdrowiskiem a ratuszem”. Spór toczono m.in. o stołek dyrektora uzdrowiska. “Burmistrz spragniony sukcesów politycznych co jakiś czas rozpętuje burzę personalną” – pisał “Kamień Pomorski”. Niechętnie wydający pieniądze Oleszczuk, tym mniej chętnie chciał dokładać do puli skonfliktowanej ze sobą instytucji.
– Uzdrowisko jest takim samym podmiotem gospodarczym jak sklep ślusarski pana Kowalskiego, PKS i wiele innych przedsiębiorstw i gdybyśmy przyjęli taką optykę, że wszystkich należy dofinansować, to musielibyśmy ten budżet podzielić. Oczywiście nikt nie byłby usatysfakcjonowany. Z kogo byśmy te pieniądze wzięli? Z tych samych przedsiębiorstw trzeba byłoby zedrzeć i później im dać. To jest paranoja, bo istotą sukcesów w kapitalizmie jest oszczędność, oszczędzanie i akumulacja kapitału – tłumaczył burmistrz w reportażu dla TVP. Całe szczęście uzdrowiska zamknąć się nie udało i funkcjonuje do dziś.
Oszczędności gdzie się da, a mieszkańcy tracili
Oszczędzano także na sporcie. Burmistrz Stefan Oleszczuk obiecywał, że Klub Sportowy “Gryf”, który awansował do Ligi Okręgowej w piłkę nożną, zostanie dofinansowany ze środków miasta w kwocie 5 mln złotych. Włodarze ubolewali, że to znacznie mniej od konkurencyjnego “Pomorzaninia”, gdzie samorząd dosypał aż 104 mln zł, ale ostatecznie nawet tych 5 mln zł nie zobaczyli. Za to miasto przekazało klubowi stadion miejski do utrzymania i eksploatacji. Wcześniej zajmował się tym Ośrodek Sportu i Rekreacji, w którym zatrudniony był do tego dodatkowy pracownik. Obiekt oddano w “opłakanym stanie”.
Zarząd “Gryfu” opisywał, że “płyta bocznego boiska piłkarskiego jak również płyta główna wyglądały jak pole po kartoflisku, toalety, pomieszczenia magazynowe i szatnie wyglądały gorzej, niż bunkry po bombardowaniu, trybuny i ławki były zniszczone i niekonserwowane od lat”. Mieszkańcy sami naprawili płytę boiska, trybuny, odnowili ogrodzenie i łazienki.
Koszty, jakie ponieśliśmy związane z bieżącym utrzymaniem i kosztowną konserwacją, nie zostały pokryte ani przez miasto, ani przez jego zarząd. W tej sytuacji, w której ani pomocy, ani moralnego wsparcia nie otrzymaliśmy z żadnej strony, zmuszeni jesteśmy do złożenia oświadczenia, że rezygnujemy z dalszej działalności na tym obiekcie
– napisał zarząd do miasta, wypowiadając umowę dzierżawy. Czasem brakowało nawet pieniędzy, by wysłać młodzieżowe drużyny na turniej do innego miasta.
Kultura, sport, edukacja, turystyka, administracja… Czego brakuje na tej liście? Otóż kadencja Oleszczuka dotknęła także zdrowia. Zakład Opieki Zdrowotnej w Kamieniu Pomorskim objął tzw. program oszczędnościowy. Obejmował m.in.: zakaz wszelkich zakupów oprócz żywności, opału i środków opatrunkowych, opóźnienie rozpoczęcia sezonu grzewczego i zakaz stosowania ogrzewania elektrycznego we wszystkich działach, ograniczenie do niezbędnego minimum badań diagnostyki laboratoryjnej i zdjęć RTG oraz obniżenie stawki żywnościowej na jednego chorego. To tylko kilka z pomysłów na oszczędności wprowadzonych za kadencji “burmistrza z muszką”.
Wspomnijmy jeszcze o sądownictwie, bo sytuacja w Prokuraturze Rejonowej w Kamieniu Pomorskim też nie była kolorowa. Po pierwsze problemy kadrowe – kamieńscy prokuratorzy byli najbardziej obciążeni sprawami w regionie. Do tego ich warunki pracy były szalenie utrudnione. Zastępca Prokuratora Rejonowego korzystał z pożyczonych foteli, ponieważ jego gabinet nie był umeblowany. Gabinet jednego z prokuratorów pozbawiony był telefonów, a inne aparaty telefoniczne, zwłaszcza te z lat 60-tych, były zniszczone. Do tego w budynku były jedynie stare meble, bardzo wyeksploatowane i pochodzące z lat 60-tych i 70-tych. Prokuratura miała też do swej dyspozycji samochód osobowy (jeden!) Fiat 126p wyprodukowany w 1979 r.
Gmina minimum. Wydawano tylko na niezbędne rzeczy
No dobra, zapytacie: skoro na wszystkim oszczędzano to, na co wydawano? Otóż Stefan Oleszczuk uważał, że gminy należy zobowiązać “do dbania wyłącznie o wodociągi, kanalizację, drogi, energię elektryczną oraz podobną infrastrukturę, a jednocześnie absolutnie zakazać im zajmowania się innymi sprawami”. I tutaj jakieś sukcesy ma, bo to za jego czasów: wybudowano nowe chodniki i drogi, zamontowano dodatkowe oświetlenie, zbudowano oczyszczalnię ścieków i zmodernizowano kanalizację, odnowiono szkołę oraz zmieniono nazwy wielu ulic (przede wszystkim tych, które nawiązywały do komunistycznych bohaterów, bo na walkę z komunizmem Oleszczukowi nigdy pieniędzy nie było szkoda).
Nie z tego jednak jest najbardziej dumny. W wywiadach dużo mocniej chwali się liczbami, które mają pokazywać, jak silną gospodarczo gminą był Kamień Pomorski. W 1993r. przeciętna gmina przeznaczała na inwestycje 19,2 proc. swoich wydatków – Kamień Pomorski 55 proc. Do tego przez ten czas miało tam powstać 900 nowych firm (“tylko” 300 zlikwidowano). – W pewnym momencie nawet trzeba było wyhamować inwestycje, bo na tyle zaczęły wyprzedzać potrzeby rynkowe, że nie było sensu wydawać pieniędzy – mówił Oleszczuk. Do tego obowiązywały tam najniższe w Polsce opłaty i podatki lokalne (ok. 10-15 proc. stawki maksymalnej) oraz najniższe płace urzędników w stosunku do budżetu. Obniżono też podatki dla rolników (o 70 proc.) I co chyba wybrzmiewa najmocniej – Stefan Oleszczuk rozpoczynał urzędowanie z 43-procentowym deficytem, zaś kończył 70-procentową nadwyżką.
– Może w liczbach to wyglądało nieźle, ale ja nie wspominam tego czasu najlepiej. Kamień Pomorski wtedy po prostu podupadł. Stefan Oleszczuk się tymi liczbami zasłania, ale po jego kadencji naprawdę trudno było się miastu podźwignąć. Podawał je jako powód do dumy, ale opinia mieszkańców jest zgoła inna – mówi nam mieszkająca całe życie w Kamieniu Pomorskim kobieta. W 1992 r. planowano nawet przeprowadzenie referendum o odwołanie Rady Miasta i Gminy za “odejście od haseł i idei głoszonych w czasie kampanii wyborczej”. Miało się pod nim podpisać ponad 2 tys. osób. Ostatecznie nie doszło do skutku, ale za swego rodzaju referendum wobec Stefana Oleszczuka można uznać jego nieudany start w wyborach parlamentarnych.
Pomijając to, że Unia Polityki Realnej (UPR) nie przekroczyła progu wyborczego, to zdobył on zaledwie 158 głosów w swoim mieście oraz 208 w całej gminie. Już wtedy, marząc o dużej polityce, zdawał sobie sprawę, że na szczeblu lokalnym ma więcej wrogów, niż przyjaciół. Czego dowodem jest chyba jedno z najbardziej kuriozalnych haseł wyborczych, które wymyślono w historii polskiej demokracji. Otóż m.in. w lokalnych gazetach pojawiły się zdjęcia Stefana Oleszczuka w białej marynarce i podpisem: “Wrogowie! Głosujcie na mnie! Będziecie mnie mieli z głowy jako Burmistrza”.
Druga strona dzikiego kapitalizmu. Bezrobocie, kradzieże i ubóstwo
Jak wspomnieliśmy, Stefan Oleszczuk lubi przywoływać liczby na potwierdzenie sukcesu swojej kadencji. Część danych jednak sprytnie omija. Bo fakt, miasto zauważyło jakiś gospodarczy impuls, ale z drugiej strony za jego kadencji rynek pracy się po prostu załamał. Rejonowe Biuro Pracy w Kamieniu Pomorskim w grudniu 1990 r. informowało o 1066 zarejestrowanych bezrobotnych. Tymczasem już na koniec 1992 r. liczba ta wzrosła do 2637 bezrobotnych. Stopa bezrobocia była wtedy na poziomie ok. 19 proc. Zwolnienia grupowe przeprowdził jeden z większych zakładów pracy – PBRol. Rok później lokalna prasa alarmowała, że dziennie w urzędzie rejestruje się ok. 60 bezrobotnych. Tylko w pierwszych ośmiu dniach września zarejestrowano 180 bezrobotnych. Zarzucono wtedy burmistrzowi, że pomija te dane, mówiąc o “cudzie kamieńskim”, bo za czasów swojej kadencji ogłaszał wszem i wobec, że Kamień Pomorski to miasto wolne od bezrobocia.
Na pomoc najubożsi nie mieli co liczyć. Było to sprzeczne z gminną filozofią. Burmistrz zwykł bowiem mawiać, że “dobro społeczne jest dla niego wrogim określeniem”. W notatce podsumowującej wydatki za I półrocze 1991 r. napisano, że “mimo apelu ze strony przewodniczącego Rady o wsparcie finansowe ośrodka pomocy społecznej gminy Kamień Pomorski, Rada nie zaakceptowała wniosku w sprawie dofinansowania decyzję motywując tym, iż na skutkach luki w przepisach środki finansowe nie zawsze trafiają do najbardziej potrzebujących”. To “zagrożenie” było dla burmistrza wystarczającym powodem, by uczynić Kamień Pomorski gminą, która wydaje na pomoc ubogim najmniej w regionie. I to nawet 10-krotnie mniej. Zarząd Towarzystwa Przyjaciół Dzieci apelował o pomoc, bo dzieci na granicy ubóstwa przybywało, ale bezskutecznie.
Innym zagadnieniem, które bywa przemilczane, jest zwiększona konsumpcja alkoholu w gminie. Naturalne jest założenie, że większe bezrobocie (zwłaszcza w latach 90.) przyniesie większe spożycie alkoholu. Ale w tym przypadku to nie jest główny powód. Otóż wolnościowiec Stefan Oleszczuk ustawę o wychowaniu w trzeźwości uznał za “debilną” (to cytat) i koncesje na alkohol przyznawał bez limitów i to za jedną minimalną opłatą na 50 lat. W pewnym momencie na terenie Gminy Kamień Pomorski było 150 punktów sprzedaży alkoholu powyżej 4,5 proc. oraz 100 punktów, gdzie można było sprzedawać alkohol powyżej 18 proc. Nawet biskupi w liście pasterskim apelowali, by to ograniczyć. Punkty sprzedaży alkoholu i tak rosły. Można go było dostać nawet na komisariacie. Symboliczne w tym kontekście wydają się statystyki, że najliczniejszą partią w Kamieniu Pomorskim była Polska Partia Przyjaciół Piwa.
Jak rozdawali koncesje na alkohol, to sklepy wyrastały jak grzyby po deszczu, a przecież miały być ograniczenia, że muszą być z daleka od kościołów, szkół. Alkohol można było kupić praktycznie wszędzie. Wtedy to był szok. Ludzi pijących na ulicy rzeczywiście było coraz więcej. Najgorsze, że dużo z nich to byli ludzie młodzi
– opowiada nam mieszkanka Kamienia Pomorskiego. Bieda, brak pracy i do tego alkohol to mieszanka wybuchowa. W mieście zaczęła rosnąć przestępczość – i to aż o 65 proc. Zwiększyły się przede wszystkim kradzieże.
“Włamywano się już wszędzie, ale to…” – tak zaczęto jeden z artykuł w lokalnej prasie. Opisywał on historię złodziei, którzy włamali się do kasy PKP na dworcu, by ukraść stamtąd papierosy kasjerek. Podobnych historii z czasów Oleszczuka jest sporo. Lokalna prasa prowadziła nawet rubrykę “z notatnika aspiranta”, gdzie raportowano o ostatnich kradzieżach i innych przestępstwach. Dowiedzieć się z niej możemy m.in., że ludzie okradali przedszkola z żywności, firmowe magazyny z asortymentu, a ogródki działkowe z kur, królików, warzyw, owoców i kwiatów. Do tego w mieście dochodziło do pobić, a nawet zbiorowego gwałtu.
Stefan Oleszczuk wraca? Niepokój wokół Konfederacji i Mentzena
Po czterech latach liberalnego eksperymentu mieszkańcy mieli po prostu dość Oleszczuka i postawili na zupełnie nową siłę w lokalnym samorządzie. Z tym odchodzący polityk nie mógł się pogodzić. Na łamach “Kamienia Pomorskiego” w maju 1995 r. nawoływał do referendum, przypomniał swoje dokonania i przekonywał, że to strach wśród mieszkańców sprawia, że zaledwie 18 proc. z nich popiera inicjatywę odwołania nowej rady. Zresztą on sam w 1994 r. ubiegał się najpierw o stanowisko prezydenta Szczecina, a później Krakowa. Tłumaczył, że robi to “by udowodnić komuchom, że w dużym mieście przy stosowaniu tych samych zasad można osiągnąć jeszcze więcej”. Takiej szansy nie dostał.
We wspominam wydaniu “Kamienia Pomorskiego” uwagę zwraca 21 postulatów Stefana Oleszczuka, a wśród nich postulat, że “podatki mają być proste, sprawiedliwe i zrozumiałe”. To hasło dobrze znane ze współczesnej polityki i podnoszone m.in. przez kandydata na prezydenta Sławomira Mentzena, którego poglądy zbliżone są do tych, które wprowadzał w życie Stefan Oleszczuk. W swoim programie wyborczym ma m.in. postulaty, by “sprywatyzować zbędne spółki Skarbu Państwa, zlikwidować podatek od spadków, zalegalizować pokera i marihuanę oraz zlikwidować zbędne państwowe instytucje i urzędy”. Mieszkańcy Kamienia Pomorskiego, z którymi rozmawiamy, nie kryją przerażenia, gdy widzą, jak tego typu idee zyskują na popularności.
To samo, co Oleszczuk, mówi teraz Mentzen – wszystko sprzedać, sprywatyzować, dać ludziom wolność, to będzie wszystko dobrze, zwłaszcza z obniżonymi podatkami. Przykład Kamienia Pomorskiego pokazuje, że nie musi to być dobre rozwiązanie. Ludzie zaczęli z Kamienia uciekać, wyjeżdżać po prostu, bo nie mieli pracy i perspektyw. Jeśli ktoś uważa, że Konfederacja to zbawiciele, niech przyjedzie do Kamienia i zobaczy, z jakimi problemami borykamy się właśnie przez takie zarządzanie
– mówi nam jedna z mieszkanek. – Skutki decyzji Stefana Oleszczuka sprzed lat są odczuwalne do dziś. Gdyby porozmawiać ze starszymi mieszkańcami, to z pewnością powiedzieliby, że tego nie da się tak po prostu nadrobić. Zlikwidować coś można szybko, ale odtworzyć to już bardzo trudno – dodała była radna.
Sklejanie Sławomira Mentzena oraz Stefana Oleszczuka to nie tylko publicystyka. W zeszłym roku partia Nowa Nadzieja zorganizowała wydarzenie pod hasłem: “Jak zostać dobrym samorządowcem?”. Głównym mówcą na tym spotkaniu był właśnie były burmistrz Kamienia Pomorskiego.
“Twarda gospodarka wygrała z liberalną utopią”. Kadencja Oleszczuka okiem ekonomisty
O ocenę “eksperymentu kamieńskiego” poprosiliśmy ekonomistę Jana Oleszczuka-Zygmuntowskiego z Polskiej Sieci Ekonomii (zbieżność nazwisk przypadkowa). – Co do zasady, trzeba go ocenić jako ciekawą próbę wyprowadzenia gminy z ciężkiej sytuacji. Była to jednak próba, która w dłuższym okresie okazała się nieudana. Po pierwsze dlatego, że nie zmieniła dramatycznie pozycji tej gminy, a po drugie dlatego, że kariera Stefana Oleszczuka nie zakończyła się sukcesem. Mieszkańcy nie odwdzięczyli mu się w sposób szczególny za jego starania – mówi nam.
– Pozytywem było to, że w trakcie tej kadencji udało się zrealizować pewne inwestycje, choćby budowę oczyszczalni ścieków czy rozbudowę lokalnej infrastruktury. Niestety było to bardzo nierówne. Gdy przyjrzałem się całej kadencji, zauważyłem, że były lata, jak na przykład 1992 rok, kiedy wydatki inwestycyjne praktycznie nie istniały, a z kolei w 1993 roku (na rok przed końcem kadencji) nastąpił nagły wzrost inwestycji, choć w dużej mierze dość przypadkowych – opowiada dalej ekonomista. – W praktyce popełniono jednak sporo błędów: całkowicie skasowano wydatki na działalność kulturalną i oświatową, a redukcji administracji dokonano właściwie dla zasady – zwalniano pracowników urzędu, zakładając, że to automatycznie przyniesie poprawę. Wszystko to przełożyło się na uboższą ofertę miasta – wymienia ekonomista.
– Warto też pamiętać, że samo wychodzenie z długów nie było złe – miasto było zadłużone na poziomie około 40 proc. budżetu. Jednak w późniejszym okresie zaczęto osiągać nadwyżki budżetowe sięgające nawet 70 proc. Co to oznacza? Że więcej zbierano pieniędzy do budżetu, niż ich później wydawano na potrzeby mieszkańców. Ostatecznie, realizując tę libertariańską fantazję o wysokich nadwyżkach budżetowych, Oleszczuk doprowadził do sytuacji, w której gmina ściągała więcej pieniędzy od obywateli, niż im później oferowała w postaci usług i świadczeń. To musiało w końcu doprowadzić do narastających problemów – tłumaczy dalej Oleszczuk-Zygmuntowski.
– Nadwyżki budżetowe są obsesją charakterystyczną dla osób, które nie rozumieją zasad działania gospodarki – najczęściej dla liberałów gospodarczych. Wynika to z ich przywiązania do modelu gospodarstwa domowego czy firmy, gdzie nadwyżka oznacza zgromadzenie pieniędzy w “skarbcach” i jest czymś pozytywnym. Robienie nadwyżek dla samego ich istnienia, jak to sobie wymarzyli Korwin i jego środowisko, nie ma większego sensu. W rzeczywistości pieniądze te zwyczajnie leżały na rachunku bankowym gminy. Z perspektywy banku – to oczywiście korzystne, bo można je inwestować np. w bony pieniężne NBP czy inne instrumenty finansowe. Z perspektywy mieszkańców jednak to absurd: te środki powinny pracować na rzecz lokalnej społeczności – mówi dalej.
– Jednym z ważnych działań Stefana Oleszczuka było także obniżanie lokalnych podatków i prywatyzacja majątku komunalnego. Można by założyć, że jeśli te działania byłyby tak skuteczne i dochodowe, a Kamień Pomorski stałby się dzięki nim liberalnym rajem na tle Polski, to powinno to przyciągnąć firmy, inwestorów czy nowych mieszkańców. W końcu, przy niskich podatkach, przedsiębiorstwa powinny chętnie przenosić tu swoje siedziby, a dzięki prywatyzacji zasobów komunalnych i statusowi uzdrowiska miasto mogłoby przyciągać osoby chcące osiedlić się w atrakcyjnym miejscu. Tymczasem nie jestem w stanie podać ani jednej znaczącej firmy, która zdecydowałaby się na lokalizację swojej działalności w Kamieniu Pomorskim właśnie z tych powodów – zwraca uwagę ekonomista.
– Eksperyment Oleszczuka, mimo pewnych przejściowych momentów pozytywnego wzrostu gospodarczego, zwłaszcza w roku 1993, gdy skumulowano większość inwestycji – w dłuższej perspektywie doprowadził do osłabienia fundamentów stabilności gospodarczej gminy. W Polsce, szczególnie w latach 90., zwyciężała twarda gospodarcza rzeczywistość, a nie liberalne utopie – dodaje Jan Oleszczuk-Zygmuntowski.
Artykuł został napisany w oparciu o archiwalne materiały udostępnione przez Muzeum Ziemi Kamieńskiej oraz rozmowy z mieszkańcami Kamienia Pomorskiego. Chcieliśmy porozmawiać także ze Stefanem Oleszczukiem, ale nie zdecydował się udzielić nam wywiadu.