13 C
London
Friday, October 11, 2024

Stolica polskiego bezrobocia. “Tylko nie piszcie, że jesteśmy stolicą biedy”

Must read

- Advertisement -


Na ryneczku wszystko obstawione samochodami, biedy nie ma. Był nawet kiedyś taki dowcip, że ludzie pod urząd pracy przyjeżdżają limuzynami – opowiada w rozmowie z biznesową redakcją tvn24.pl jeden z mieszkańców Szydłowca. Dlaczego w powiecie szydłowieckim jest najwyższe bezrobocie w kraju? – Nie można tego ukrywać: jest szara strefa – mówi nam Jarosław Basiak, wicedyrektor tamtejszego urzędu pracy.

Na ulicy słyszymy, że mieszka tu 15 tysięcy ludzi i że połowa z nich siedzi za granicą. Odwiedzamy Szydłowiec (woj. mazowieckie) po tym, jak Główny Urząd Statystyczny podał, że w lipcu bezrobocie w powiecie osiągnęło poziom 23,3 proc.. To żadna nowość dla tego regionu. Przykładowo w 2015 roku stopa bezrobocia wynosiła tu ponad 30 proc, w 2016 roku – 28,5 proc., w 2017 roku – 25,7 proc., a w 2019 – 24,3 proc. Rekord padł w 2004 roku, gdzie odnotowano ponad 40 proc. stopę bezrobocia.

Mieszkańcy: tu nie ma biedy

Pod urzędem miasta spotykamy Adriana, lat 30. – Tylko nie piszcie, że jesteśmy stolicą biedy i bezrobocia – krzyczy. Tłumaczy, że mieszkańcy są na to uczuleni.

- Advertisement -

– Bo to po prostu nieprawda. Na ryneczku wszystko obstawione samochodami, tu mija nas najnowszy mercedes, a ten pan ma też Corvettę. Biedy nie ma. Był nawet kiedyś taki dowcip, że ludzie pod urząd pracy przyjeżdżają limuzynami – uśmiecha się.

Napis na budynku w SzydłowcuJoanna Rubin-Sobolewska, tvn24.pl

Anna Mamla, naczelnik wydziału komunikacji i transportu w starostwie w Szydłowcu przekazuje tvn24.pl, że w powiecie szydłowieckim na dzień 5 września 2024 roku liczba zarejestrowanych samochodów to 26 744, natomiast liczba mieszkańców zameldowanych to 37 896. To oznacza, że prawie każdy ma samochód.

To skąd 23 proc. bezrobocie w powiecie szydłowieckim? – Różne są powody – odpowiada jeden z mieszkańców Szydłowca. – Na terenach wiejskich głównie są gospodarstwa. Czyli jedna osoba jest na KRUS, ale reszta rodziny jest zarejestrowana w urzędzie pracy. Wszyscy jednak pracują w tym gospodarstwie – zwraca uwagę.

Nasz kolejny rozmówca, którego spotykamy na jednej z głównych ulic Szydłowca zwraca uwagę, że “gdyby ludzie nie mieli tu pieniędzy, to domy nie rosłyby jak grzyby po deszczu”.

Kontaktujemy się z Albertem Zakonnikiem, szefem firmy budowlanej. – Dwa lata temu w mig sprzedałem mieszkania wybudowane przez naszą firmę przy ulicy Wschodniej, telefony się urywały i do dziś ludzie dzwonią. Początkowo metr kwadratowy kosztował prawie 5 tysięcy złotych, a później 6,5 tysiąca złotych. Dziś sprzedałbym za wiele więcej, ale nic nowego z bloków mieszkalnych nie można budować. Nie ma gruntów pod taką zabudowę. Ten był ostatnim, ale jest za to wysyp domków jednorodzinnych wokół Szydłowca – mówi.

Praca na lewo. “Jest szara strefa”

Idziemy dalej. Pod urzędem pracy w Szydłowcu spotykamy 42-letniego Mariusza. Mówi nam, że jest stałym bywalcem w tym budynku, od kilku lat przyjeżdża podpisać papiery, ale na lewo jest hydraulikiem. Widzimy też Jolantę. Pytamy, dlaczego nie ma pracy? – Mąż jest za granicą, to po co żona w markecie ma pracować? Dla kobiet po pięćdziesiątce zresztą nie ma tu pracy – odpowiada.

Inna rozmówczyni, Anna, również po pięćdziesiątce, mówi, że z pracą jest tu trudno, choć ona sama ją ma. Dziwimy się, że skoro ma pracę, to co robi z innymi bezrobotnymi pod urzędem? – Papiery przyszłam podpisać. Pracuję w szkole, na dowozach. Opiekuję się dziećmi podczas przejazdu do placówki. Patrzę, czy wszyscy są, czy mają zapięte pasy, czy nikt się nie wygłupia i czy jest bezpiecznie. Tylko że szkoła ma podpisaną umowę z urzędem i moje stanowisko jest dotowane przez państwo. Mam najniższą krajową i nigdy więcej mieć nie będę w takiej sytuacji, bo szkoła mnie samodzielnie nie zatrudni – opowiada nam Anna.

Obok pośredniaka w Szydłowcu jest kilka firm motoryzacyjnych i budowlanych. Zaczepiamy pracowników, którzy tłumaczą nam, że ludziom tu się dobrze żyje, że czasami “w delegacje do Radomia na budowę pojadą”. – Ale na kamieniarce nie zarobią tyle, ile w Niemczech. Jak ktoś ma dzieci, to w ogóle nie musi pracować, bo żyje z 800 plus – zwracają uwagę.

Spotykamy się z Jarosławem Basiakiem, wicedyrektorem urzędu pracy. I jego pytamy, dlaczego w powiecie szydłowieckim jest tak duże bezrobocie? – Nie można tego ukrywać: jest szara strefa – wyjaśnia.

– Trudno ocenić jak wielka, ale na pewno jest. W naszym regionie znaczenie miały przemiany ustrojowe. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych praca była w promieniu piętnastu kilometrów. Ludzie pracowali w zakładach metalowych Mesko w Skarżysku, w cementowni w Wierzbicy, w naszym miejscowym Profelu. Zmiany ustrojowe, a w ich konsekwencji wygaszenie ostatniego pieca w cementowni Wierzbica w 1997 roku sprawiły, że skoczyło bezrobocie. Znam te realia, bo chodziłem do szkoły zawodowej w Skarżysku. Widziałem, ile osób wychodziło z zakładów punkt piętnasta. Oczywiście te zakłady teraz po różnych zmianach właścicielskich funkcjonują, ale to nie jest to, co było – opisuje Basiak.

Wiceszef urzędu pracy wspomina, że jak ludzie w tamtych czasach zostali zwolnieni z największych firm w regionie, to dostali odprawy i dodatkowe pieniądze na przykład na otwarcie działalności. – Nie wiem, czy oni byli przygotowani na prowadzenie biznesu w nowych realiach rynkowych? – zastanawia się. – Ci, którym to się nie udało, wybrali kierunek zagranica. Jest ich bardzo dużo – ocenia.

Czyli pracują za granicą, ale w Polsce rejestrują się jako bezrobotni? – dopytujemy. – Tak. Myślę, że tak jest. Czyli ludzie wiele lat temu potracili stałą pracę, wyjechali za granice, ściągnęli brata i kolejnych członków rodziny. Tak to wszystko się kręci. W sąsiednim powiecie przysuskim bezrobocie jest około 18 procent. Gdyby w naszej okolicy było więcej średniej wielkości zakładów, to pracy byłoby też więcej – mówi Jarosław Basiak.

Wyjaśnia, że w powiecie jest zarejestrowanych około 4 tysięcy podmiotów gospodarczych, ale tylko dwa procent to są średnie lub duże przedsiębiorstwa. Reszta to jednoosobowe firmy.

– Następny problem to wynagrodzenia. Płaca minimalna jest wysoka, wiec pracownik z pracodawcą może się dogadać tak, aby obie strony były zadowolone. Powstaje wtedy szara strefa – wyjaśnia zastępca dyrektora urzędu pracy.

Czytaj też: Najniższa krajowa wyższa od 1 lipca. Podwyżka dla trzech milionów Polaków

Budynek urzędu pracy w Szydłowcu Joanna Rubin-Sobolewska tvn24.pl

Paradoks

Jarosław Basiak wyciąga teczkę i pokazuje nam dane. Mówi, że osób bezrobotnych w powiecie jest 2840, w tym najwięcej w przedziale w wieku 35 – 44 lat.

– To jest grupa tych osób, która powinna być najbardziej aktywna zawodowo. I pewnie sobie dobrze radzi na budowach, jako fryzjerki czy kosmetyczki, ale w szarej strefie. Jak ktoś wyjeżdża za granicę i proponujemy mu pracę w Polsce, to słyszę takie pytanie: panie dyrektorze, mam za tyle pracować, za najniższą krajową? Blisko mają do Niemiec, zawsze mogą przyjechać na podpis i to dobrym samochodem. Zyskują ubezpieczenie, mogą pójść do lekarza na NFZ – tłumaczy.

visualization

Pytamy, czy można jednocześnie brać zasiłek dla bezrobotnych w Polsce, a pracować za granicą? – Odpowiem tak: młodzi ludzie są przedsiębiorczy i sobie radzą – rozkłada ręce wicedyrektor urzędu.

Dodaje: – Jest u nas paradoks. Pomimo tego, że mamy najwyższe bezrobocie, to pracodawcy mówią, że mają problem z tym, aby znaleźć człowieka do pracy. Mamy ofertę na przykład dla spawacza. Wzywamy osoby, które mogłyby podjąć pracę i słyszymy, że jeden nie może dojechać, drugi nie ma samochodu, trzeci mówi, że go krzyż boli. Da się odczuć, że te osoby nie chcą wziąć tej pracy – stwierdza Basiak.

Podaje, że ofert o pracę z firm od 1 stycznia 2024 roku było 76 oraz subsydiowanych (dotowanych z budżetu urzędu pracy) 574.

Z analiz urzędu pracy wynika, że w powiecie szydłowieckim brakuje nie tylko spawaczy, ale też kierowców zawodowych i księgowych.

– Mamy środki finansowe na przekwalifikowanie się, nauczenie się nowego zawodu. Zainteresowania bardzo dużego tym nie ma – mówi wiceszef urzędu pracy.

“Poszukujemy fachowców o wysokich kwalifikacjach”

Odwiedzamy lokalnych przedsiębiorców. Firma Toolmex Truck istnieje na rynku od lat 90-tych ubiegłego wieku. Zajmują się sprzedażą, serwisem, remontami wózków widłowych i maszyn budowlanych.

– Mamy własne biuro projektów, które specjalizuje się w przygotowaniu wózków widłowych, ładowarek teleskopowych czy maszyn budowlanych pod konkretne potrzeby klienta. Jesteśmy jedną z większych firm w Szydłowcu. Zatrudniamy ponad dwieście osób w dziesięciu oddziałach w Polsce oraz w oddziale w Ukrainie, w Nowogrodzie Wołyńskim. Z samego Szydłowca i okolic zatrudniamy sto dwadzieścia osób – opowiada w rozmowie z biznesową redakcją tvn24.pl szef firmy Witold Wydrzyński.

Jak dodaje, pracownicy dojeżdżają do pracy z Radomia (około 32 km), Suchedniowa (około 22 km), ze Skarżyska-Kamiennej (około 16 km). 

– Poszukujemy fachowców o wysokich kwalifikacjach. Mechanicy serwisowi, którzy naprawiają nowoczesne wózki widłowe, ładowarki teleskopowe czy maszyny budowlane są po studiach technicznych, po elektronice, informatyce, mechanice budowy maszyn. Takich osób w ogóle na rynku jest mało. Polski system szkolnictwa nie jest dostosowany do potrzeb gospodarki. Kształci się dużo ludzi w kierunkach humanistycznych, a gospodarka opiera się na inżynierach po wydziałach mechanicznych, elektronicznych, po informatyce, po budownictwie lądowym – wyjaśnia Wydrzyński.

Żeby wyjść naprzeciw wyzwaniom związanym są z niedoborem pracowników, Toolmex podpisał umowę z miejscowym technikum. Dzięki temu prowadzi praktyczne zajęcia w swoim zakładzie. Aktualnie w firmie mają wakaty na każde stanowisko: na doradcę technicznego klienta, inżyniera, w dziale sprzedaży, mechanika, spawacza, lakiernika. Zatrudniają też osoby z niepełnosprawnością.

– Urzędnicy nie tworzą miejsc pracy i nie zmniejszą bezrobocia. Rozwiązaniem jest lepsze dostosowanie szkolnictwa do potrzeb gospodarki. Trzeba wrócić do szkół zawodowych. To kluczowe, aby je odbudować i o tym rozmawiamy podczas spotkań Rady Rynku Pracy w Szydłowcu – zaznacza prezes Toolmexu.

Podkreśla też, że w przedsiębiorców uderza poziom płacy minimalnej, która od 1 lipca 2024 roku wynosi 4300 zł (3261,53 zł netto). W ocenie Wydrzyńskiego wynagrodzenie powinno wynikać z zaangażowania, z innowacyjności, z nowoczesnych produktów i rozwoju firmy, a nie z góry narzuconych wytycznych, dla wszystkich takich samych.

– Współpracujemy od wielu lat z firmami z Dalekiego Wschodu i mogłem czerpać z ich doświadczenia, mentalności, z etosu pracy. Oczywiście kwestią dyskusyjną jest, w którą stronę ten etos miałby pójść. To kwestia wyboru między konsumpcją a ciężką harówą przez całe życie po to, żeby stworzyć potężną gospodarkę, która mogłaby konkurować z Japonią, Korea Południową czy Chinami – dodaje Witold Wydrzyński.

Praca w markecie. Ile można zarobić?

Praca jest w największej sieci handlowej w kraju. Kinga Jagiełło-Kulesza, dyrektor działu HR w sieci Biedronka opowiada w rozmowie z tvn24.pl, że w powiacie szydłowieckim mają otwarte dwie rekrutacje na stanowiska sprzedawca kasjer oraz sprzedawca przy ladzie tradycyjnej.

Ile można zarobić? – Wynagrodzenie na stanowisku sprzedawca-kasjer wynosi od 4,7 tys. zł do 5050 zł brutto w pierwszym roku pracy. Nasi pracownicy otrzymują podwyżki stażowe po roku oraz 3 latach pracy, zatem pracownik ze stażem powyżej 3 lat na tym stanowisku zarobi od 4850 zł do 5300 zł brutto – wylicza szefowa HR.

Mają dwie placówki w Szydłowcu, w jednej z nich zatrudnienie znalazły 22 osoby.

– Z kolei w najbliżej położonym Szydłowca – Centrum Dystrybucyjnym w Mszczonowie, poszukujemy pracowników na stanowiska magazynierów i specjalisty ds. planowania – uszczegóławia Kinga Jagiełło-Kulesza.

“Dorabiam sobie po ciuchu”

Zaglądamy też do małych firm, które wolą pozostać anonimowe. Rozmawiamy z Małgorzatą, która od ponad kilku dekad prowadzi kwiaciarnie w Szydłowcu. Jeszcze dwa lata temu zatrudniała trzy osoby, ale teraz pracuje sama. – Kiedyś to pracę zaczynałam o drugiej w nocy, jechało się do Warszawy na giełdę i całego malucha w kwiatach przywoziłam. Dziś kwiaty same do mnie przyjeżdżają. To jest ułatwienie – opowiada.

SzydłowiecJoanna Rubin-Sobolewska tvn24.pl

Właścicielka kwiaciarni jednocześnie wskazuje, że utrudnieniem są markety. – Tam kwiaty są tańsze, innej jakości. Widzę też, że ludzie nie wydają wielkich pieniędzy na kwiaty, bo to nie jest produkt pierwszej potrzeby. Poza tym są już maszyny – zaznacza Małgorzata.

Prowadzi nas do kilku maszyn vendingowych, gdzie można kupić bukiety kwiatów 24 godziny na dobę.

– Dlatego nie było sensu już zatrudniać dodatkowych osób do pracy – kończy Małgorzata.

Na ulicy spotykamy Krzysztofa, grabarza, bo w pobliskim kościele jest uroczystość pogrzebowa. – Pracę mam od zawsze. Jak tylko skończyłem szkołę, to zatrudniłem się na cmentarzu. To już będzie z piętnaście lat – wylicza, gdy dopytujemy o jego sytuację zawodową.

– Jestem z pobliskiej gminy, ale czasami dorabiam sobie po ciuchu po okolicy podczas pogrzebów. Dlatego dziś jestem w Szydłowcu. Nie chciałbym prowadzić zakładu pogrzebowego i zatrudniać pracowników. Niewiele bym zarobił, pewnie tylko na koszty. Kogo stać, aby takie pieniądze na podatki płacić? – pyta grabarz.

Czytaj też: Tak się zarabia w Polsce. Raport GUS

Chcesz podzielić się ważnym tematem? Skontaktuj się z autorką tekstu: joanna.rubin@wbd.com

Autorka/Autor:Joanna Rubin-Sobolewska
Opracowanie graficzne: Katarzyna Korzeniowska

Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock



Source link

More articles

- Advertisement -

Latest article