W debacie “Super Expressu” kandydaci na prezydenta przepytywali siebie nawzajem. Odpierając zarzuty rywali, nie raz minęli się jednak z prawdą albo przeinaczali fakty. Oto wypowiedzi, które wprowadziły w błąd opinię publiczną.
W debacie prezydenckiej organizowanej 28 kwietnia 2025 roku przez “Super Express” po raz pierwszy zmierzyli się wszyscy kandydaci ubiegający się o urząd prezydenta: Artur Bartoszewicz, Grzegorz Braun, Magdalena Biejat, Szymon Hołownia, Marek Jakubiak, Joanna Senyszyn, Krzysztof Stanowski, Karol Nawrocki, Maciej Maciak, Sławomir Mentzen, Marek Woch, Rafał Trzaskowski i Adrian Zandberg. W pierwszej rundzie każdy kandydat zadawał trzy pytania dwóm innym, w drugiej wygłosili swobodne oświadczenia. Debatę, która trwała niemal trzy godziny, poprowadzili zastępca redaktora naczelnego “Super Expressu” Jan Złotorowicz i dziennikarz polityczny Jacek Prusinowski.
Dominowała tematyka krajowa – pytania dotyczyły m.in. mieszkalnictwa, polityki migracyjnej, służby zdrowia, stosunku do aborcji czy bezpieczeństwa. Kandydaci pytali siebie nawzajem także o własne programy i wytykali zmiany zdania na jakiś temat. Sprawy zagraniczne prawie w ogóle nie były poruszane. Jednak niektórzy, przekonując do swoich racji, manipulowali bądź wygłaszali nieprawdy. Zweryfikowaliśmy najistotniejsze z takich wypowiedzi.
FAŁSZ: Nawrocki pytany przez Zandberga, dlaczego chce wpisać do konstytucji zakaz podatku od dziedziczonego majątku: “Myli się pan przewodniczący”.
W pierwszej rundzie pytań kandydat partii Razem Adrian Zanberg zapytał Karola Nawrockiego o jeden z jego podatkowych postulatów. “Na Zachodzie, w Europie, w Stanach Zjednoczonych, tacy multimiliarderzy – przenoszenie majątków z pokolenia na pokolenie, tych wielkich fortun jest obłożone podatkiem. Pan zapowiedział, że chce pan wpisać do konstytucji zakaz takiego podatku. To znaczy, że chce pan stanąć po stronie bardzo wąskiej elity. Chce pan chronić miliarderów. Dlaczego?” – pytał Zandberg. Tymczasem kandydat PiS odpowiedział mu, że się myli. Po czym zmienił temat na podatek katastralny. Na to Zandberg zareagował: “Ale to nie ten punkt pana programu”, lecz kandydat PiS to zignorował.
Czy Zandberg źle odczytał program wyborczy Nawrockiego? Otóż nie. Kandydat PiS rzeczywiście proponuje Polakom “podatkowy kontrakt” – opublikował to na swojej stronie internetowej. Zapowiada, że zaproponuje wpisanie do Konstytucji RP dwóch zasad: zakazu wprowadzenia podatku katastralnego od mieszkań i domów polskich rodzin oraz “zasadę dziedziczenia majątku z pokolenia na pokolenie bez podatku”. Jednak pytany o ten punkt swojego programu podczas debaty – zaprzeczył.
FAŁSZ: Trzaskowski o tym, że “nie ma mowy o żadnym pakcie migracyjnym”, że “zostaliśmy zwolnieni tak naprawdę z jakichkolwiek innych obowiązków”
Odpowiadając na pytanie Sławomira Mentzena o podejście do migracji, Rafał Trzaskowski odwołał się do wydarzeń z lat 2014-2015, kiedy był wiceministrem spraw zagranicznych odpowiedzialnym za sprawy europejskie: “Właśnie wtedy, w tamtych czasach, ja wpisałem jasno w dokumenty unijne – o czym pewnie pan nie wie, bo słabo się pan zna na Unii Europejskiej – że jeżeli będzie presja migracyjna ze strony Ukrainy i jeżeli pomożemy Ukraińcom, bo w 2014 roku też to nam groziło, to wtedy nie przyjmiemy nikogo do Polski. I myśmy wykonali olbrzymi wysiłek, większość Polek i Polaków, (…) i nie ma mowy o żadnym pakcie migracyjnym i jego wcielaniu w życie. Dlatego że mamy zapisane to w dokumentach unijnych, że myśmy już swoje zrobili”.
Powtórzył to raz jeszcze, odpowiadając na pytanie Krzysztofa Stanowskiego – że już w 2015 roku mówił: “że jeżeli będzie presja ze strony Ukrainy, to w tym momencie będziemy przyjmowali żadnych innych uchodźców, ponieważ wykonamy swoje zadanie”. Po czym stwierdził, że w 2022 roku, gdy wybuchła pełnoskalowa wojna, “dzięki solidarności całego narodu polskiego zostaliśmy zwolnieni tak naprawdę z jakichkolwiek innych obowiązków, bo to jest zapisane w unijnych dokumentach przyjmowania kogokolwiek innego”.
W trakcie pierwszego kryzysu migracyjnego, w latach 2014-2015, Rafał Trzaskowski w imieniu polskiego rządu negocjował teksty dokumentów określających zasady podziału uchodźców między kraje UE. Tak jak mówił na debacie, między innymi dzięki jego działaniom do jednego z tych dokumentów wpisano zabezpieczenie pozwalające odstąpić od mechanizmu podziału migrantów w przypadku np. napływu uchodźców z Ukrainy – co było ważne w obliczu wojny trwającej w tym kraju od 2014 roku.
Dziś Trzaskowski uważa, że dzięki tamtemu zapisowi sprzed 10 lat Polska zostanie zostanie zwolniona z obowiązków wynikających z unijnego paktu migracyjnego – bo przyjęła kilka milionów uchodźców z Ukrainy po 2022 roku. Tylko że pakt migracyjny to zestaw unijnych dokumentów zaproponowany przez Komisję Europejską dopiero w 2020 roku, który stanowi zupełnie nowe podejście do migracji w Unii Europejskiej. Kluczowe w tej kwestii rozporządzenie w sprawie zarządzania azylem i migracją wprowadziło nowe zasady radzenia sobie z napływem migrantów, które nie muszą być spójne z tym, co ustalono w 2015 roku.
W rozporządzeniu zapisano, że kraje poddane presji migracyjnej będą mogły otrzymywać pomoc od innych państw w postaci relokacji migrantów na czas rozpatrzenia wniosków azylowych, pomocy finansowej lub organizacyjnej. Jednak o tym, które państwa rzeczywiście są poddane owej presji, Komisja Europejska będzie decydować dopiero w październiku 2025 roku. Przedstawiciele KE, w tym sama przewodnicząca Ursula von der Leyen, zapewniają, że duża liczba uchodźców z Ukrainy w Polsce zostanie wzięta pod uwagę przy tej ocenie – lecz nie jest tak, jak twierdzi Trzaskowski, że wynegocjowane przez niego zapisy w dokumentach z 2015 roku spowodowały, że “zostaliśmy zwolnieni z jakichkolwiek innych obowiązków (…) przyjmowania kogokolwiek innego” poza uchodźcami z Ukrainy.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Pakt migracyjny a Polska. Kiedy Komisja Europejska zdecyduje
FAŁSZ: Mentzen o Centrach Integracji Cudzoziemców jako miejscach dla “tysięcy nielegalnych migrantów”
Nawiązując do odpowiedzi Rafała Trzaskowskiego na temat migracji, Sławomir Mentzen pokazał skan dokumentu: “Mam tutaj pismo, które wasza władza, sejmik województwa łódzkiego zarządzany przez Platformę Obywatelską, wysyła w tym momencie do samorządów łódzkich – to pismo dostał prezydent Bełchatowa. W tym piśmie jest napisane, że jeżeli jakieś gminy będą sprzeciwiały się budowie Centrów Integracji Cudzoziemców, to takie działanie, powstrzymywanie się, zostanie uznane za działanie dyskryminacyjne i skończy się tym, że beneficjenci utracą możliwość uzyskania dofinansowania unijnego oraz będą zobowiązani do zwrotu otrzymanego dofinansowania wraz z odsetkami”. Dalej mówił, że władza chce “zabierać samorządom, które nie chcą budować Centrów Integracji Cudzoziemców, pieniądze unijne oraz kazać zwracać te, które już wzięli”. A potem pytał Marka Wocha, wciąż odnosząc się do pokazanego pisma: “Czy to jest duży problem dla samorządów, które nie życzą sobie tysięcy nielegalnych migrantów na ulicach swoich miast?”.
Sławomir Mentzen i Rafał TrzaskowskiSuper Express
W tej wypowiedzi są dwie fałszywe tezy, na których kandydat Konfederacji opiera swój kampanijny przekaz. Pismo, o którym mówił Mentzen, rozesłano 3 kwietnia 2025 roku do samorządów korzystających z funduszy unijnych w ramach programu regionalnego Fundusze Europejskie dla Łódzkiego 2021-2027. Koordynator ds. Zasad Równościowych w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Łódzkiego pisze w nim, że ewentualne przyjmowanie przez samorządy uchwał uniemożliwiających powstawanie Centrów Integracji Cudzoziemców może nosić znamiona dyskryminacji. Co ważne: przyjmowanie takich uchwał postulują autorzy pism do niektórych samorządów, często zachęcani do tego przez lokalnych polityków lub działaczy Konfederacji.
W dokumencie pokazanym przez Mentzena przypomina się, że beneficjenci funduszy unijnych zobowiązani są do przestrzegania zasad równościowych – w tym zasady równości szans i niedyskryminacji. Wdrażanie tych zasad jest sprawdzane na każdym etapie realizacji projektów finansowanych ze środków unijnych – co jest normą w UE. Stąd zapis, że samorządy, które przyjmą uchwały uniemożliwiające powstanie Centrów Integracji Cudzoziemców “utracą możliwość uzyskania dofinansowania unijnego oraz mogą zostać zobowiązani do zwrotu otrzymanego dofinansowania wraz z należnymi odsetkami”. Tylko że Centra Integracji Cudzoziemców są przeznaczone dla legalnych migrantów – głównie Ukraińców i Białorusinów, którzy już w Polsce mieszkają. Mentzen, strasząc gminy “tysiącami nielegalnych migrantów” i łącząc ten przekaz z centrami, po prostu nie mówi prawdy. Abstrahując od tego, że w ogóle nie ma planów przyjmowania “nielegalnych imigrantów” w Polsce – w owych centrach obcokrajowcy legalnie przebywający w Polsce mogą szukać pomocy m.in. w sprawie znalezienia pracy lub kursów języka polskiego. To nie będą żadne ośrodki zamieszkiwania. Nie można ich mylić np. z ośrodkami dla cudzoziemców, którzy czekają na legalizację swojego pobytu w Polsce, prowadzonymi przez Urząd ds. Cudzoziemców (otwarte) lub Straż Graniczną (zamknięte).
Projekt owych centrów w formie pilotażu rozpoczął rząd Zjednoczonej Prawicy w 2021 roku, a po jego sukcesie zdecydowano o rozszerzeniu formuły na 49 centrów we wszystkich byłych miastach wojewódzkich. Nie powinno jednak dziwić, że władze województwa łódzkiego przypomniały samorządom, iż blokowanie powstania centrów integracji może oznaczać utratę środków unijnych – po prostu całe finansowanie projektu pochodzi z unijnego Funduszu Azylu, Migracji i Integracji. Przyjmowanie uchwał blokujących powstawanie centrów skierowanych dla legalnych migrantów może więc zostać uznane za dyskryminację np. ze względu na pochodzenie etniczne, a tym samym samorządy przestaną spełniać warunki otrzymania dofinansowania unijnego. A te warunki same zaakceptowały, dołączając do programu regionalnego Fundusze Europejskie dla Łódzkiego 2021-2027. Nie otwierając centrów integracji, samorządy na pewno nie mogłyby liczyć na środki przewidziane w unijnych funduszach właśnie na ten cel.
Tak więc mimo że pokazane przez Mentzena pismo jest prawdziwe, nie że dotyczy wcale “samorządów, które nie życzą sobie tysięcy nielegalnych migrantów na ulicach swoich miast”. To fałsz mający budować w opinii publicznej strach przez migrantami i niechęć do Unii Europejskiej.
CZYTAJ WIĘCEJ: Centra Integracji Cudzoziemców dla “nielegalnych imigrantów”? Wielostopniowa manipulacja
FAŁSZ: Nawrocki o “trzykrotnie niższych” poborach do wojska
Kandydat PiS Karol Nawrocki kilka razy wspominał o rzekomo zaniedbywanej polskiej armii. Pytany przez Joannę Senyszyn o zdanie na temat przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej, odpowiedział: “Należy przyspieszyć oczywiście system rekrutacji do wojska polskiego, bo on spadł za czasów Platformy Obywatelskiej. Te pobory są trzykrotnie niższe – i do Wojska Polskiego i do Wojsk Obrony Terytorialnej”. A odpowiadając na pytanie Macieja Maciaka o armię, Nawrocki powtórzył: “Jeśli chodzi o Wojsko Polskie i system rekrutacji do Wojska Polskiego i te dane statystyczne, do których się odniosłem – rzeczywiście trzykrotnie spadła dynamika poborów do Wojska Polskiego i do Wojsk Obrony Terytorialnej”.
To jeden ze stałych przekazów w kampanii kandydata PiS – jednak nieprawdziwy. Jak wyjaśnialiśmy w Konkret24, według danych Ministerstwa Obrony liczebność Wojska Polskiego w ostatnich latach stale rośnie. Dotyczy to zarówno samych żołnierzy zawodowych, jak też szerzej rozumianej grupy “żołnierzy pod bronią” – czyli obejmującej żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT), dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej (DZSW), kandydatów na żołnierzy i żołnierzy zawodowych w trakcie kształcenia. W 2023 roku, ostatnim roku rządów PiS, mieliśmy ponad 192 tys. żołnierzy, rok później – za rządów obecnej koalicji – 205,4 tys.
Natomiast w przypadku rekrutacji do wojska nie można mówić o “trzykrotnym spadku” poboru czy “trzykrotnym spadku dynamiki” poborów. Według MON do zawodowej służby wojskowej powoływano:
w 2020 roku – 7,5 tysiąca żołnierzy;
w 2021 roku – 9,7 tysiąca żołnierzy;
w 2022 roku – 13,8 tysiąca żołnierzy;
w 2023 roku – 25,2 tysiąca żołnierzy;
w 2024 roku – 19,4 tysiąca żołnierzy.
Owszem, dynamika przyjęć do wojska w ostatnim roku spadła, ale nie trzykrotnie. Powołań do armii było mniej o 23 proc. wobec 2023 roku. Natomiast wiceminister obrony narodowej Cezary Tomczyk, reagując na te wypowiedzi Nawrockiego, podał 29 kwietnia w serwisie X stan osobowy żołnierzy zawodowych i WOT, podsumowując: “To wzrost o ponad 1850 żołnierzy rok do roku!”. Skomentował: “Warto, żeby kandydat na Zwierzchnika Sił Zbrojnych mówił prawdę, zwłaszcza gdy mówi o armii”.
CZYTAJ W KONKRET24: Ilu mamy żołnierzy pod bronią, ilu rekrutujemy
Karol Nawrocki i Magdalena BiejatSuper Express
MANIPULACJA: Karol Nawrocki o “zabraniu z 14. emerytury”
Kandydat PiS Karol Nawrocki pytał Magdalenę Biejat, dlaczego jest częścią – jak to nazwał – “koalicji znieczulicy społecznej”. A jako przykłady na ową znieczulicę podał: “Zabieranie z 14. emerytury, drożyzna, brak i cofnięcie VAT-u zero procent, zabranie tarcz energetycznych”. To kolejny stały motyw jego kampanijnych wystąpień – w nim powtarzana nieprawda o tym, że rząd Donalda Tuska obciął 14. emeryturę. Weryfikowaliśmy to w Konkret24.
Manipulacja Nawrockiego polega na tym, że wysokość 14. emerytury w 2024 i każdym kolejnym roku wynika z przepisów przyjętych jeszcze za rządów Mateusza Morawieckiego. Weszła w życie w 2021 roku. Według ustawy jest ona równa najniższej emeryturze. A jej wyższy poziom w 2023 roku (roku wyborczym) wynikał z… pomyłki Jarosława Kaczyńskiego. Podczas kampanii wyborczej w 2023 roku PiS, podczas dożynek w Paradyżu, prezes PiS ogłosił, że 14. emerytura “będzie wynosiła 2200 złotych netto” – podczas gdy dotychczas kwotę świadczenia podawano brutto. Politycy PiS zaprzeczali potem jakoby Kaczyński miał się pomylić, a następnie rząd za pomocą rozporządzenia “w sprawie określenia kwoty wyższej niż kwota najniższej emerytury” dostosował wydatki na to świadczenie do słów prezesa. Ale rząd Morawieckiego wcale nie planował utrzymać podwyżki “czternastki” – dowodem był przyjęty wstępny projekt budżetu na 2024 rok. Na jego podstawie dziennik “Fakt” (2) jeszcze przed zmianą władzy, bo w sierpniu 2023 roku wyliczał, że emeryci i renciści dostaną w 2024 roku w przybliżeniu 1784 zł brutto 14. emerytury. Nowy rząd po przejęciu władzy nie zmienił nic w założeniach budżetowych, a tym samym pozostawił kwotę świadczenia na poziomie najniższej emerytury – tak jak przewidywała ustawa PiS. Tak więc zarzuty do obecnej koalicji rządzącej o odbieranie lub ucinanie 14. to manipulacja.
Tekst jest aktualizowany.
Źródło zdjęcia głównego: Super Express